sobota, 31 grudnia 2016

Legion samobójców - recenzja

Legion samobójców - recenzja

W ciągu kilku ostatnich lat kina opanowała moda na filmy stworzone na podstawie komiksów. W ciągu pięciu lat powstało ich aż 22... 21 nie wliczając katastrofy, którą była „Fantastyczna Czwórka”. Siedemnaście z nich jest ekranizacjami komiksów kompanii Marvel. Jestem pewien, że każdy z nas jest w stanie wymienić przynajmniej kilka tytułów: „Avengers”, „Iron Man”, „Strażnicy Galaktyki”, czy ciepło przyjęty przez fanów „Deadpool”. Produkcje Marvela przez długi czas nie miały praktycznie żadnej konkurencji. Ich najwięksi rywale, DC, zniknęli z ekranów kin. W końcu trylogia „Mroczny Rycerz” zakończyła się w 2012, a sequel „Człowieka ze stali” nie został zrealizowany. Wydany cztery lata później film „Batman v Superman: Świt sprawiedliwości”miał być triumfalnym początkiem dla uniwersum DCEU (DC Extended Universe). Niestety, pomimo komercyjnego sukcesu, oceny krytyków były niezadowalające. Widzowie zastanawiali się co dalej? Jaki jest następny krok DC? I właśnie w tym momencie, przy dźwiękach „Bohemian Rhapsody” i blasku neonów przybyli oni. Najgorsi. Bohaterowie. W historii.
Na barkach Davida Ayera odpowiedzialnego za „Legion samobójców” spoczęło nie lada wyzwanie. Film o złoczyńcach zmuszonych do pracy dla rządu miał zatrzeć wszelkie ślady po porażce, którą okazał się „Batman v Superman” i sprowadzić DCEU z powrotem na właściwe tory. Początkowo wszystko szło zgodnie z planem. W obsadzie były najgorętsze gwiazdy Hollywood. Zainteresowanie publiczności było non stop podsycane przez nowe plakaty, teasery i trailery. Dobrym posunięciem było też poproszenie jednego z obecnie najpopularniejszych zespołów rockowych – Twenty One Pilots – o nagranie piosenki do filmu. W końcu nadszedł dzień premiery. Widzowie tłumnie ruszyli do kin zaciekawieni historią tytułowego legionu. Wtedy nikt nie spodziewał się tego co wkrótce miało nastąpić.


„Legion samobójców” został zmieszany z błotem przez krytyków. Film, który miał wymazać złe wspomnienia po „Batman v Superman” zebrał jeszcze gorsze recenzje. Po kilku miesiącach czekania na premierę było to jak kubeł zimnej wody. „Legion” nie był tym, na co czekali widzowie.
Przede wszystkim zauważalne są problemy z tempem akcji. Film od początku aż do końca poprzecinany jest retrospekcjami pokazującymi kim byli kiedyś główni bohaterowie i co sprawiło, że stali się postaciami, które znamy obecnie. Mamy więc Deadshota ściganego przez Batmana, mamy Harley i Jokera, mamy Kapitana Boomeranga w towarzystwie Flasha, mamy El Diablo, mamy Enchantress i wiele innych postaci. Problem leży jednak w tym, że każda z tych postaci ma bardzo bogatą historię i nie da się jej całkowicie pokazać w dwugodzinnym filmie. Taka forma narracji skutkuje tym, że pierwsza połowa jest przeładowana kilkuminutowymi urywkami z życia każdej postaci, które zamiast objaśniać nam fabułę, zostawiają nas z większą ilością pytań. Wpływa to bardzo niekorzystnie na tempo, ponieważ zostaje zbyt mało czasu by rozwinąć główny wątek – starcie Legionu z Enchantress.


Twórcy filmu mogli poświęcić więcej czasu na pokazanie relacji panujących pomiędzy członkami. To co zostało pokazane było największym atutem filmu. Każdy z nich na swój sposób oczarowuje widza. Nawet Katana, która w filmie wypowiedziała może pięć zdań (w tym trzy po japońsku), pozostawia dobre wrażenie. Na wyróżnienie na pewno zasługuje Will Smith. Pomimo podobieństw do poprzednich postaci, w które aktor miał okazję się wcielić, Deadshot wciąż pozostaje jednym z najciekawszych bohaterów w filmie. Warto wspomnieć też o Violi Davis, która fenomenalnie odgrywa rolę Amandy Waller, urzędniczki rządowej i twórczyni Legionu, która w filmie wypełnionym po brzegi superzłoczyńcami okazuje się być najbardziej przerażająca z nich wszystkich. No i oczywiście należy wspomnieć o Harley Quinn. Margot Robbie doskonale poradziła sobie z tą postacią. Lepszej Harley nie można było sobie wymarzyć. Jest urocza, zabawna, seksowna, niebezpieczna, nieco irytująca i kompletnie szalona. Dokładnie taka jak oczekiwano. Nieco gorzej natomiast poradził sobie z rolą filmowy kochanek Harley – Jared Leto. W kontekście genialnej kreacji Heatha Ledgera stworzenie na nowo postaci tak ikonicznej jak Joker to nie lada wyzwanie. Spora część kampanii reklamowej „Legionu samobójców” opierała się właśnie na nim. Był to na pewno Joker inny niż Joker Ledgera, co jest ogromnym plusem, ale biorąc pod uwagę cały hype1 stworzony wokół niego odbiorcy spodziewali się czegoś więcej. Jedyną aktorką, której gra w filmie nie imponuje, jest odtwórczyni roli głównej antagonistki Legionu – Cara Delevigne. Lubiana jako modelka i celebrytka, aktorką jest przeciętną. Na początku skryta za czarnym welonem tajemnicza Enchantress wywołała zaciekawienie. Niestety im bliżej końca filmu tym bardziej ta postać śmieszyła niż przerażała. Osiągnęło to apogeum pod koniec filmu, kiedy antyczna siła zła odcięta od cywilizacji na kilka milionów lat mówi groźnym głosem do pułkownika Flagga: „Nie zabijesz mnie. Nie masz jaj, by to zrobić.”

Oglądając „Legion samobójców” nasuwa się pytanie: co by było gdyby? Może gdyby studio dało reżyserowi trochę więcej czasu i nie wtrącało się w proces twórczy film ten byłby bardziej spójny i nie miał problemów z tempem i nieskończoną ilością retrospekcji. Może zdobyłby serca zarówno fanów komiksu jak i krytyków filmowych i zakończyłby raz na zawsze debatę DC kontra Marvel. Pomimo wszystkich wad, które ma „Legion”, jest to całkiem dobry film. Może nie jest to następny „Mroczny Rycerz”, albo chociaż następny „Deadpool”, ale jako letni blockbuster sprawdził się świetnie. Jeśli szukacie filmu, który można obejrzeć w sobotni wieczór ze znajomymi i jeśli jesteście w stanie przymknąć nieco oko na wszystkie niedoskonałości, to jak „Legion samobójców” jest jak najbardziej godny polecenia. A jeśli mimo to film wam się nie spodoba... no cóż, przynajmniej mamy świetną Harley Quinn. Miejmy nadzieję, że ludzie z DC wiedzą co robią, a zakręcona pani doktor pojawi się jeszcze na ekranach kin.

Kacper Dziadkowiec, IC

1Szum medialny

czwartek, 24 listopada 2016

Warsztaty z Wędrującym Filmoznawcą i eliminacje szkolne - Olimpiada Wiedzy o Filmie i Komunikacji Społecznej


17 listopada odbyły się eliminacje szkolne Olimpiady Wiedzy o Filmie i Komunikacji Społecznej, w których udział wzięło siedmioro uczestników. Do etapu wojewódzkiego zakwalifikowało się dwoje uczniów VI LO:

Oliwia Kulikowska z klasy 3c i Paweł Skowronek z klasy 2a3


GRATULUJEMY!


Test (dostępny tuobejmował zagadnienia:



  • Rozwój rodzajów i gatunków filmowych w różnych okresach historycznych.
  • Kino autorskie a kino gatunków.
  • Osobowości polskiego kina.
  • Główne nurty i kierunki w polskim kinie np.: socrealizm, Szkoła polska, Kino moralnego niepokoju, nurt obrachunków ze stalinizmem, kino lektur szkolnych, Trzecie kino polskie, kino poprzełomowe, Pokolenie 2000.
  • Środki filmowego wyrazu.
  • Wkład Polaków w rozwój kinematografii na przełomie XIX/XX w.
  • Historia kina polskiego.
  • Polskie festiwale i nagrody filmowe.
  • Instytucje wspierające polską twórczość filmową
  • Audiowizualne repozytoria cyfrowe w Polsce.
  • Dokonania polskich twórców filmowych na arenie międzynarodowej.
  • Od pomysłu do premiery. Zawody filmowe i etapy powstawania filmu.
  • Wzajemne relacje popkultury i filmu.
  • Wpływ estetyki nowych mediów na język filmu.
  • Etyka w filmie dokumentalnym.
  • Etyka i język przekazu dziennikarskiego.
  • Specyfika podstawowych rodzajów i gatunków dziennikarskich.
  • System medialny w Polsce.
  • Cechy komunikacji masowej i komunikowania publicznego.
  • Osobowości polskiego dziennikarstwa.
  • Metody i techniki komunikacji.
  • Instytucje polskiego systemu medialnego.
  • Konwergencja mediów we współczesnym dziennikarstwie i filmie.
  • Symplifikacja przekazów medialnych.
  • Sztuka retoryki i różne techniki komunikacji społecznej.
  • Perswazja i manipulacja w mediach.
  • Reklama i PR jako procesy komunikacji.
  • Wpływ kultury na teksty reklamowe
Przed etapem szkolnym Olimpiady, 15 października,  uczestnicy i klasa filmowa mieli możliwość wzięcia udziału w warsztatach filmowych zorganizowanych przez Filmotekę Szkolną. Wędrująca Filmoznawczyni Filmoteki Szkolnej, Maria Błędowska, zapoznała uczniów z podstawami języka filmowego, zasadami montażu i sposobami ukazywania czasu w filmie.


Uczniowie analizowali również film Marcela Łozińskiego pt. "Ćwiczenia warsztatowe" (1986 r.) ukazujący propagandową siłę montażu i związane z nim możliwości manipulowania widzem.

sobota, 24 września 2016

Mroczna strona miłości - o miłości (nie)romantycznej


             Komedie romantyczne wykreowały specyficzny obraz miłości idealnej. Zgodnie z konwencją, zakochanie następuje w chwili, gdy para głównych bohaterów ujrzy się po raz pierwszy... Uczucie rodzi się na oczach widza poprzez „przypadkowe” spotkania  pełne zalotnych spojrzeń, ukradkowych dotknięć i uśmiechów. Niekiedy miłość na srebrnym ekranie pokazuje również swoją mroczną stronę.

Miłe złego początki…

                Zacznijmy od  znienawidzonego przez mężczyzn (i niektóre kobiety) gatunku filmowego, jakim jest komedia romantyczna. „500 dni miłości” to słodko- gorzka komedia łamiąca wszelkie konwencje i stereotypy. Tym razem to kobieta ma problem z zaangażowaniem się , a mężczyzna jest tą wrażliwą stroną w ich związku.  Summer to dziewczyna z osobowością borderline (ang. „osobowość na pograniczu”). Takie osoby zazwyczaj nie potrafią stworzyć opartego na zdrowych relacjach związku, okazywać swojej miłości, niekiedy nawet jej poczuć.  Jednak ilu chorych, tyle kombinacji. Czasami ktoś oprócz BPD, posiada również inne zaburzenia osobowości. Wtedy w zachowaniu partnera możemy rozpoznać kilka cech charakterystycznych dla tej choroby, co najczęściej objawia się przy ostrzejszej kłótni, skutkując szantażem emocjonalnym.


                Zazwyczaj związek z osobą z borderline można podzielić na dwie fazy i tak również jest w filmie: pierwsza, podczas której partner czuje się komfortowo. Wtedy też poświęca się dużo czasu na intensywne i poufne rozmowy by czuł się osobą zaufaną i adorowaną. Później następuje moment, przełomowy, którego nikt nie chciałby przeżyć - moment, w którym odkrywa się swoje wady. Nikt  nie chce widzieć ukochanej osoby, która przeżywa całkowitą metamorfozę, pastwiąc się nad partnerem i wypominając wszystkie złe chwile i sytuacje, jakich z nim doświadczyła, nie pamiętając o ani jednym pozytywie. Z pewnością nie. Najwyższy poziom borderline to wspomniane już wcześniej szantaże i manipulacje.
                W skrajnych przypadkach agresja osób z BPD obraca się przeciwko chorym. Prowadzą niebezpieczny i nieodpowiedzialny tryb życia lub mają tendencje samobójcze (8-10% osób chorych). Być może są to osoby skrzywdzone, bojące się porzucenia, jednakże takie zachowanie oddziałuje znacząco na ich otoczenie. Po rozstaniu z niestabilnym emocjonalnie partnerem raczej nie ma się ochoty na ponowne zaangażowanie w relację z inną osobą. Brak  zaufania do innych ludzi, poczucie wykorzystania i skaza w postaci wspomnień i nieprzyjemnych doświadczeń pozostaje w nas na zawsze.

Jesteś moją heroiną


                Kolejną pozycją antyromantyczną jest film „Requiem dla snu”, który powiada historię czwórki bohaterów z Brooklynu uzależnionych od narkotyków. Nie są to, jak mogło się wydawać na początku, młodzi i zbuntowani nastolatkowie, szukający mocnych wrażeń, lecz ludzie tacy jak my, którzy też myśleli, że problem używek ich nie dotyczy. I choć głównym wątkiem tego filmu nie jest miłość, stanowi ona jego ważną i integralną część. Harry i Marion to typowa para narkomanów, którzy są razem, ponieważ to dla nich wygodny układ. Jedno troszczy się o drugie, a właściwie o to, by oboje mieli działkę na następny dzień. Narkotyk to nie tylko ucieczka od rzeczywistości, ale i od ciągłych kłótni między kochankami. Młodzi snują marzenia, myślą o wspólnej przyszłości, jednocześnie oddalając się od nich coraz bardziej w stronę coraz głębszego uzależnienia. Niemałe znaczenie w tym wszystkim odgrywa sam tytuł, requiem bowiem to pieśń żałobna, a w oryginale tytuł brzmi przecież „Requiem for a dream”, a jak dobrze wiemy może to oznaczać zarówno sen, jak i marzenie.  Metafora oddalającej się nadziei na wyzdrowienie i straconej przyszłości? Całkiem możliwe.





                W sytuacji uzależnienia pary będącej w związku partner jest najczęściej jedynie środkiem do zaspokajania potrzeb - wynikających z nałogu, jak i seksualnych. To on poratuje działką, gdy będzie taka konieczność i liczy na to samo w momencie, kiedy sam znajdzie się w potrzebie.  Być może w tej zależności rodzi się prawdziwe uczucie? Do następnej dawki narkotyku, jaką dostarczy nam ukochany, a nie do niego samego. To uczucie do wspólnego nałogu, który jest substytutem miłości, jest ucieczką od strachu przed osamotnieniem, jest potrzebą dla której jest się w stanie zrobić wszystko. W związkach narkomanów często dochodzi do sytuacji, kiedy jedna z osób, zaczyna się prostytuować, żeby zarobić na dawkę dla siebie i partnera. W obliczu kryzysu, taki układ zaczyna funkcjonować, a obie strony powtarzają kłamstwa, że to ostatni raz i już niedługo z tym skończą, że odbiją się od dna i przeszłość zostawią za sobą.

Mr. Nieidealny


                Filmem, który trafił ostatnio do szerokiego grona odbiorców jest „Pięćdziesiąt twarzy Greya”.  Fabuła filmu jest dość prosta:  Anastasia Steele, studentka literatury angielskiej, przeprowadza wywiad z młodym, przystojnym i bogatym Christianem Greyem, który jest szefem międzynarodowej korporacji. Z początku niewinne spotkanie szybko nabiera nowego wymiaru, a nasz uroczy biznesmen zaczyna zachowywać się jak stalker, zbierając wszelkie informacje o głównej bohaterce i inicjując „przypadkowe” spotkania.  Oczywiście, w tym momencie większa część publiczności rozpływa się w zachwytach nad zainteresowaniem niezwykłego Greya zwykłą dziewczyną. Rozsądniejszej części publiczności zapala się w głowie czerwona lampka ostrzegawcza. Szybko okazuje się, że pan Grey jest delikatnie mówiąc, dosyć ekscentrycznym człowiekiem. Zanim dotknie jakiejkolwiek kobiety, zakłada jej teczkę z osobistymi danymi oraz „tak na wszelki wypadek” nosi ze sobą plik dokumentów z klauzulą o zachowaniu poufności. Grey, jak sam mówi: „nie bawi się w dziewczyny”, z czego początkowo można by wywnioskować, że to kolejny bojący się zaangażowania facet, jakich pełno we wszelkiego typu romansidłach. Ale nie w tym wypadku. Bohater ma po prostu skłonności sadomasochistyczne, romantyczne uniesienia są mu więc obce. Skąd taka rysa na jego charakterze? Odpowiedź jest równie banalna jak fabuła-oczywiście trudne dzieciństwo.

               Potraktujmy jednak film odrobinę poważniej. Czy relację zbudowaną na jednostronnej dominacji można nazwać poprawną? Większość widzów nie zauważa faktu, że Christian traktuje Anastasię jak swoją zabawkę, nie dostrzega jego egocentryzmu. Mimo, że mówi o korzyściach dla obu stron umowy - dominującej i zdominowanej, tak naprawdę jego czyny mają służyć tylko zaspokajaniu jego potrzeb i kaprysów. To nie jest historia skromnego Kopciuszka i księcia gotowego na wszystko dla swojej księżniczki. To Anastasia cierpi w tym związku najbardziej, raniona przez niedojrzałego mężczyznę, który wykorzystuje uczucia do manipulacji drugą osobą. Cokolwiek by panu Greyowi nie przydarzyło się w życiu, nie ma on prawa nikogo traktować tak, jakby posiadał go na własność.

Ocalić siebie

Miłość (także ta kinowa) może być uczuciem równie destrukcyjnym, co szczera i głęboka nienawiść. W większości przypadków nieudane związki skończą się po prostu zerwaniem i krótkotrwałą urazą, w innych pozostawiają trwałe piętno. Miłość to jedna z najniebezpieczniejszych używek.  Bardzo łatwo ją przedawkować.  A wtedy można przegapić moment, w którym uda nam się jeszcze wycofać i ocalić samego siebie.

                                                              
                                                                              

Kamila Kucia, 2c

środa, 29 czerwca 2016

Relacja z VII Festiwalu Filmoteki Szkolnej w Warszawie

16-17 czerwca 2016 w Warszawie odbyła się siódma edycja Festiwalu Filmoteki Szkolnej i druga, w której wzięli udział uczniowie VILO.

Uczniowie klasy II c: Dawid Wincenciak, Karolina Musiał oraz Oliwia Kulikowska (autorka tej relacji) pod opieką Pani Profesor Izabeli Żelaznej, spędzili dwa dni w stolicy, by wraz z młodymi
amatorami kina z całej Polski wziąć udział w warsztatach, projekcjach, debatach i dyskusjach o filmie.
Rano byliśmy już na miejscu. Zarejestrowaliśmy się w hotelu, zjedliśmy obiad, po czym udaliśmy się na pierwsze zajęcia. Z powodu dużej ilości uczestników zostalismy podzieleni na grupy. My odwiedziliśmy Mistrzowską Szkołę Wajdy, która mieści się na ulicy Chełmskiej. Inne grupy miały możliwość odwiedzenia m. in Plan Filmowy i Laboratorium Wytwórnia Filmów Dokumentalnych i FabularnychWajda School & Studio, Archiwum Filmoteka NarodowaKino Kultura oraz studia postprodukcyjne Chimney PolandPlatige ImageMaster Film.



Na początku, jeden z założycieli Mistrzowskiej Szkoły Wajdy - reżyser Wojciech Marczewski przedstawił nam ideę powstania szkoły, opowiedział o byciu filmowcem i związanych z tym zawodem trudnościach. Słuchaliśmy go z wielkim zaciekawieniem.



Następnie obejrzeliśmy dwa filmy dokumentalne studentów szkoły, po których odbyła się dyskusja z reżyserami. Opowiedzieli o byciu młodym twórcą i trudnościach związanych z
podejmowaniem pierwszych decyzji przy kręceniu poważnego materiału.
Później udaliśmy się w stronę kina Elektronik, by zobaczyć film pt.‘Demon’ w reżyserii Marcina Wrony. Po emocjonującym seansie odbyła się dyskusja z twórczyniami filmu - Zuzą Hencz, Małgorzatą Janczak i Olgą Szymańską, którą poprowadzili uczniowie Liceum Filmowego w Warszawie.

fot. Paweł Zakrzewski

Wieczorem odbyła się Hotelowa Gra filmowa.
Następnego dnia, zaraz po śniadaniu, wyruszyliśmy na Galę, którą otworzył znany reżyser Maciej Ślesicki. Później wypowiadała się jedna z organizatorek całego wydarzenia - Agata Sotomska. Pokazano autorskie spoty wszystkich uczestniczących w festiwalu szkół. Nagrodzeni zostali również laureaci w konkursach: ‘Nakręć się’, ‘Skrytykuj’ (Dawid Wincenciak - autor zwycięskiej recenzji filmu "Pokój") oraz autorzy najlepszych prac plastycznych w ‘Międzynarodowym konkursie na plakat filmowy’.

fot. Paweł Zakrzewski
Na ostatnie zajęcia udaliśmy się do Warszawskiej Szkoły Filmowej, by wziąć udział w mini warsztatach dla młodych krytyków i filmowców. Zajęcia były bardzo interesujące. Prowadzili je znakomici artyści, między innymi Andrzej Pągowski - wybitny plakacista i juror w konkursie na plakat filmowy, aktor Piotr Zelt, scenarzystka Agnieszka Kruk czy reżyser Wojciech Rawecki.

fot. Paweł Zakrzewski
fot. Paweł Zakrzewski

Mieliśmy możliwość porozmawiania z doświadczonymi krytykami filmowymi i dziennikarzami Kają Klimek czy Anną Bielak.

Cały festiwal upłynął w bardzo miłej atmosferze.
Oliwia Kulikowska, 2c



Zdjęcia dzięki uprzejmości fotografa Pawła Zakrzewskiego
https://www.facebook.com/zakrzewski.photography/
oraz

czwartek, 23 czerwca 2016

Pokaz specjalny filmu "Dzień babci"

Kaja Klimek - krytyczka filmowa rozmawiała z uczniami VILO o filmie "Dzień babci" (2015 r.) w reż. Miłosza Sakowskiego.
Ten krótkometrażowy debiut fabularny szturmem zdobył publiczność Warszawskiego Międzynarodowego Festiwalu Filmowego zdobywając główną nagrodę w Plebiscycie Publiczności.


Po pokazie filmu odbyła się dyskusja, w której wzięli udział uczniowie klas filmowych. Poruszano tematy dotyczące wymowy społecznej dzieła, języka filmu i szczególnej formy filmowej jaką jest fabularny krótki metraż.



Pokaz filmu i dyskusja odbyły się w ramach projektu Skrytykuj.

poniedziałek, 23 maja 2016

Netia Off Camera - relacja z festiwalu filmowego

Relacja ucznia VILO z festiwalu filmowego Netia Off Camera:


To był niezaprzeczalnie jeden z najciekawszych tygodni w moim życiu. Możliwość poznania ludzi o wspólnej pasji, liczne q&a z twórcami, kilkadziesiąt godzin spędzonych w sali kinowej, przemieszczanie się po miasteczku tematycznym festiwalu - to tylko część atrakcji, które przygotował dla mnie festiwal Off Camera.


Już sama możliwość oglądania dzieł niezależnych, często odbiegających od tzw "masówki" albo bardziej bezpośrednio - komercyjnej sieczki, była dla mnie powodem do szczęścia. A sam fakt bycia członkiem Młodzieżowego Jury sprawiał, że czułem pewną odpowiedzialność, ale i ekscytację.
Główny konkurs "wyznaczanie drogi" obfitował w świetne obrazy. Projekty z całego świata (Brazylia, Holandia, Skandynawia, Bliski Wschód itd), o różnej tematyce i w przeróżnych konwencjach - to pokazuje jak kino niezależne, z roku na rok, coraz bardziej się rozwija.


Ostatecznie nagrodziliśmy Kaweha Modoriego - twórcę obrazu "Bodkin Ras", który pomimo wielu znakomitych konkurentów, takich jak "Dusky Paradise" czy "Closet Monster", zdecydowanie się wyróżniał. Hybryda filmu dokumentalnego i równolegle ciągnącej się fikcji, jeden profesjonalny aktor, uniwersalna refleksja na temat problemów cywilizacyjnych, społecznościowych i obyczajowych poprzez ukazanie życia małej, hermetycznej społeczności szkockiego miasteczka - te elementy wpływają na całokształt "Bodkin Ras".

Mieliśmy także okazję obejrzeć pozycje z konkursu polskich filmów fabularnych. Jednogłośnie wybraliśmy "Demona" Marcina Wrony (choć mogło to być trochę subiektywne ze względu na fenomenalną grę Andrzeja Grabowskiego).
Off Camera tworzy bardzo domową atmosferę, w której ludzie wzajemnie wymieniają się spostrzeżeniami i doświadczeniami związanymi z wcześniejszymi edycjami, kinematografią czy ogólnie życiem kulturowym. Organizatorzy zadbali o liczne spotkania z reżyserami i aktorami. Kino Ars, które było naszym codziennym punktem odwiedzin, stało się na tydzień takim drugim domem, a oddanie masy wolontariuszy pokazało, że ten festiwal stanowi dla wielu osób część ich pasji, a nawet życia.






Atmosfera na szóstkę z plusem.
Polecam udział w festiwalu, a jeszcze bardziej w konkursie "Skrytykuj", dzięki któremu miałem tę możliwość. 
Dawid Wincenciak, 2c


Zdjęcia dzięki uprzejmości Skrytykuj.pl


wtorek, 17 maja 2016

Pokój - recenzja filmu Lenny'ego Abrahamsona

Recenzja filmu „Pokój”

Przeciętnemu widzowi, który oglądnie film Lenny’ego Abrahamsona, fabuła może wydać się odrealniona. Joy, bohaterka „Pokoju”, w wieku 17 lat zostaje porwana i więziona przez kilka lat w dźwiękoszczelnym pokoju przez nieznanego mężczyznę. W tym czasie rodzi i wychowuje syna swojego prześladowcy. Scenariusz autorstwa Emmy Donoghue, napisany na podstawie jej własnej powieści o tym samym tytule, wzorowany był na głośnej sprawie Josefa Fritzla – Austriaka, który przez 24 lata więził i gwałcił własną córkę.
Akcja filmu rozpoczyna się w dniu piątych urodzin syna Joy – Jacka. To właśnie z jego perspektywy widz poznaje historię. Tytułowy Pokój dla chłopca jest całym światem. Światem ograniczonym do łóżka, kuchenki, zlewu, telewizora i szafy.
Tu właśnie objawia się kunszt twórców. Mniej więcej połowa seansu rozgrywa się w jednym pokoju. Bardzo trudno skonstruować film w oparciu o tak ograniczoną scenerię. Pokój oglądamy z różnych perspektyw: przez świetlik w dachu, z boku, z każdego kąta. Dowiadujemy się również o tym jak wygląda mikroświat zbudowany prze Joy i Jacka. Tylko pokój jest prawdziwy. Wszystko, co znajduje się poza pokojem jest nieprawdziwe. To tylko przestrzeń – obca i nieprzyjazna. W pokoju jest telewizor. Ludzie w telewizji nie są prawdziwi, zdarzenia pokazane w telewizorze nie są prawdziwe. Prawdziwy jest pokój, mama, Jack i Stary Nick – mężczyzna, który przynosi jedzenie. Kiedy przychodzi Stary Nick, Jack musi spać w szafie. Wtedy słychać tylko skrzypienie materaca.



Widz nie doświadcza w filmie scen przemocy. W wywiadzie Abrahamson przyznaje: „Takie sceny od razu zdominowałyby cały film i o niczym innym by nie mówiono. (…) Przemoc jest obecna w tym filmie – zostawiam widzom wystarczająco dużo wskazówek, aby domyślili się, co się dzieje”.
Mimo specyficznego umiejscowienia miejsca akcji, reżyserowi udaje się uniknąć klaustrofobicznego efektu. Paradoksalnie, dopiero wtedy, gdy Joy i Jackowi udaje się uciec, atmosfera robi się duszna. Chłopcu ukazuje się cały świat, który do tej pory był dla niego bajką opowiadaną na dobranoc przez mamę.



W tym momencie zaczyna się opowieść o powrocie i poznawaniu oraz akceptacji nowego świata. Bohaterowie spotykają się z nowymi problemami, ale opisywanie ich byłoby niepotrzebnym zdradzaniem szczegółów fabuły.
Sukces „Pokoju” Abrahamsona, pokazuje, że nawet pomimo dość skromnych środków – co widać po scenografii, strojach, rekwizytach czy muzyce, można osiągnąć sukces. Niepozorne, a czasem niemal ubogie rekwizyty tym bardziej podkreślają talent i kunszt aktorski Brie Larson i małego Jacoba Tremblaya, którzy swoją grą uczynili film wyjątkowym. To właśnie ich wzajemna relacja stanowi oś filmu, dlatego nie dziwi fakt, że to właśnie jej poświęcono tak dużo uwagi poza filmem. Brie Larson i Jacob Tremblay specjalnie odpowiednio wcześniej spotkali się i zaprzyjaźnili, by nadać więzi Joy i Jacka prawdziwej głębi.



Na „Pokoju” nie da się usiedzieć spokojnie. Niedosłownie przedstawiona przemoc fizyczna i psychiczna, czy też niesamowita scena ucieczki i pierwszego wyjścia do świata zewnętrznego, która najbardziej zapada w pamięć, wystarczają, by utrzymać widza na skraju fotela. Nawet jeśli muzyka „tylko” akompaniuje scenom, to nie wadzi ani przeszkadza, ale też nie zapada szczególnie w pamięć. Nie można powiedzieć, że „Pokój” jest idealnym filmem – niektóre rozwiązania fabularne budzą mniejsze lub większe wątpliwości, co jednak nie wpływa na ogólny odbiór filmu.
Chociaż pokój raczej kojarzy nam się z zamkniętą, ograniczoną przestrzenią, to „Pokój” udowadnia nam, że zawsze jest sposób na otwarcie drzwi, na nową perspektywę, „przewietrzenie” głowy. W każdym razie Brie Larson (zupełnie bez makijażu) wyszła z niego z Oscarem.

Mikołaj Chudoba, 1c

środa, 13 kwietnia 2016

Uczeń VILO w jury młodzieżowym Festiwalu Netia Off Camera 2016

Dawid Wincenciak, uczeń klasy 2c, zasiądzie w jury młodzieżowym Festiwalu Netia Off Camera.




Uczeń klasy filmowej został laureatem konkursu na najlepszą recenzję filmową Skrytykuj!

https://skrytykuj.pl/aktualnosci/single/znamy-laureatow-konkursu-%E2%80%9Eskrytykuj!%E2%80%9D



Gratulujemy!


Poniżej nagrodzona praca:


"a∙a∙a"

Głośnemu ostatnio filmowi Lenny'ego Abrahamsona można wiele zarzucić: że jest iście hollywoodzkim wyciskaczem łez, że niektóre elementy struktury burzą logikę filmowej układanki, a także to, że wiele scen było po prostu niepotrzebnych. Ale jedno jest pewne. Twórcy doskonale interpretują znane powszechnie z mediów historie porwań i przetrzymywania ofiar w całkowitej izolacji od świata zewnętrznego, aż do uwolnienia. “Pokój” trzyma tym samym w napięciu każdego. Naprawdę, każdego...

"Pokój" to historia Ma (nagrodzona Oscarem Brie Larsen) i jej syna Jack'a (Jacob Tremblay), którzy od sześciu lat są więzieni przez "Dużego Nicka". Całkowicie odizolowani od świata "żyją" w posiadającej podstawowe wyposażenie, ale szczelnie zamkniętej i zabezpieczonej szopie. Ma, o której dowiadujemy się, że została porwana jako nastolatka, ukrywa przed dzieckiem prawdę o ich sytuacji, gdyż straciła nadzieję na uwolnienie i niewinność dziecka jest jedyną formą ucieczki od szaleństwa. Jack, który żyje w zupełnej nieświadomości, tworzy w niewielkim pomieszczeniu własną przestrzeń, świat w którym przedmioty stają się ożywione, a wyobraźnia młodego chłopca zostaje ograniczona do elementów widzianych w telewizji, niemożliwych często do określenia bądź realnego umiejscowienia. Nawet Duży Nick jest dla niego nierealny - chłopiec traktuje go jak postać ze snu. Widzowie oglądają na ekranie dwa światy, które łączą się ze sobą na przestrzeni ograniczonej do kilku metrów kwadratowych - pokój to więzienie dla matki, dla syna to po prostu cały świat.

Zabiegiem, związanym z rolą narratora w filmie, jest fokalizacja - ograniczenie pola widzenia kamery i/lub skoncentrowanie światła na wybranym obiekcie. Oglądając "Pokój" praktycznie wszystko widzimy oczami chłopca, który już z początku ujawnia się jako narrator. Czasami następuje chwilowa odskocznia, kiedy widz może spojrzeć na wydarzenia przez pryzmat matki albo swój własny, jednak to na Jacku koncentruje się oko kamery.

Ciekawym plastycznie elementem, związanym z ograniczeniem filmowanej przestrzeni, jest również źródło światła w filmie. Przez pierwszą jego część, jedyne naturalne źródło, stanowi świetlik, tworząc na planie piękne wizualnie sceny, w których oświetlony jest jedynie chłopiec i unoszący się kurz - zabieg częsty, ale zawsze cieszący oko.

"Pokój" nie miał na celu wiernego odwzorowania wydarzeń, które miały miejsce w austriackiej piwnicy, czy też co do linijki ukazać historię z powieści Emmy Donoghue. Powstał co prawda na jej podstawie, ale Abrahamson świadomy podejmowanego często przy adaptacji ryzyka dosłowności, poszedł o krok dalej. Wkładając cisnące się widzowi pytania w usta mediów, nadał tej historii wymiar uniwersalny. W drugiej części filmu reporterka zadaje matce pytania, które tak naprawdę reżyser zadaje widzowi: jak on by się zachował? Jak by postąpił na jej miejscu? Jak by się czuł w jej sytuacji? Czy podjąłby inną decyzję? Każda odpowiedź ma wywołać w widzu głęboki dyskomfort.

"Pokój" to również opowieść o metamorfozie Ma, o porzuceniu tożsamości kształtującej się w bardzo ważnym okresie dojrzewania nastolatki. Na ekranie widzimy przecież dziewczynę, której dzieciństwo zostało brutalnie przerwane. Która nie raz, a dwa razy (po uwięzieniu i po uwolnieniu), musi stawić czoła kolosalnej zmianie. To także obraz konfrontacji ze światem realnym i prawdą o sobie. Nieczęsto mamy w kinie do czynienia z tak dobrze ukazanym syndromem sztokholmskim. W filmie Abrahamsona jest on odpowiednio wyważony i unaocznia dodatkowo wewnętrzną walkę bohaterki. Ma wie przecież, że bez Nicka nie byłoby Jacka.

Z elementami wizualnymi genialnie współgra muzyka Stephena Rennicksa. W tle - wydłużane akordy towarzyszące nakładającym się na siebie nutom pianina, wiolonczeli i skrzypiec wiernie oddają atmosferę obecną w filmie. Muzyka nie powoduje wzrostu napięcia, a świadomie ma na celu je przygasić.

Pomimo ciekawego seansu ciężko się zgodzić ze sporą częścią internautów, forumowiczów, dziennikarzy twierdzących, że "Pokój" zasługiwał na znacznie większą ilość nagród, w tym choćby Oscara za najlepszy film."Pokój" to film wart poświęconego mu czasu, niekoniecznie jednak film "typowo oscarowy"

Dawid Wincenciak, 2c

czwartek, 31 marca 2016

Dzień filmowy HORROR

14.03.2016 r w VI Liceum Ogólnokształcącym, jak co roku, odbył się Dzień Filmowy. Tym razem tematem wiodącym był filmowy horror.

Dzień Filmowy oficjalnie otworzyła Pani Dyrektor Iwona Fedan.





W eliminacjach do konkursu OKWoF (Ogólnopolskiego Konkursu Wiedzy o Filmie) udział wzięło 8 uczniów VILO.
Z testem obejmującym historię filmu, język filmu oraz fragmentami muzycznymi i filmowymi, najlepiej poradzili sobie:
Maciej Reguła z klasy 3c, który zdobył 1 m-ce i
Karolina Musiał z klasy 2c, która zdobyła 2 m-ce


W konkursie na najlepsze przebranie inspirowane horrorem, po głosowaniu publiczności zwyciężyła Maja Strzebońska z klasy 2c, która zaprezentowała przebranie Lalki Anabelle.





Wykład pt. "Historia filmowego horroru" wygłosił znawca kina tematu, Michał Lesiak, doktorant filmoznawstwa Uniwersytetu Jagiellońskiego.


Pokaz kultowego klasyka horroru, filmu pt. "Krzyk" w reż. Wesa Cravena (1996 r.) był zwieńczeniem Dnia Filmowego.

Nagrody zwycięzcom w obu konkursach wręczyła organizatorka.



sobota, 20 lutego 2016

Etiudy uczniów 2c w finale konkursu Filmoteki Szkolnej: Nakręć się



Dwie etiudy uczniów klasy filmowej znalazły się w finale konkursu: Nakręć się, organizowanego przez Filmotekę Szkolną.  Na"Musimy porozmawiać o Bucefale" i "Circulusmachię" można głosować do końca lutego na stronie:

http://www.ceo.org.pl/pl/filmotekaszkolna/news/zaglosuj-na-prace-finalistow-konkursu-nakrec-sie 


Gratulujemy finalistom i zapraszamy do głosowania!

wtorek, 9 lutego 2016

FILM NOIR - analiza zjawiska

Film noir

Przełom lat 30. i 40. XX wieku. Europa zamienia się w piekło na ziemi – w większości podbita lub uzależniona od niemieckich nazistów albo pozostająca z nimi w sojuszu. Trwa największy konflikt zbrojny, największy horror w historii ludzkości. Wkrótce dołącza do niego Daleki Wschód. Żołnierze z całego świata, ze wszystkich kontynentów (poza skutą lodem Antarktydą) ruszają na fronty w Europie, północnej Afryce, Azji, na morzach i oceanach… Początkowo od sprawy II wojny światowej izoluje się największa potęga polityczna tamtych czasów, Stany Zjednoczone. Amerykanie nie do końca zdają sobie sprawę z tego, co dzieje się na Starym Kontynencie – ich życie nadal jest spokojne. Gdy Europejczycy masowo umierają na frontach i w obozach koncentracyjnych, Amerykanie żyją szczęśliwie, kręcąc sobie filmy w stolicy rodzimej kultury, Hollywood. Wiele wierzy, że ten konflikt w ogóle ich nie dotknie, a politycy skutecznie utrzymują ich w tym złudzeniu.
W 1941 r. sytuacja ulega zmianie. Japońska ekspansja na Dalekim Wschodzie i Pacyfiku staje się coraz bardziej niebezpieczna dla Stanów Zjednoczonych. Przełom następuje 7 grudnia – Japończycy atakują amerykańską bazę Pearl Harbour na Hawajach. Z pozoru niewielka prowokacja ma olbrzymie skutki – Stany Zjednoczone szybko wypowiadają wojnę Japonii, a później Niemcom, co wciąga ją w obie części wojny, europejską i dalekowschodnią. Niedługo później w Hollywood powołano Komitet do Spraw Wojny, który miał za zadanie kierowanie produkcji filmowej tak, by widzowie – a były to filmy kierowane do odbiorcy masowego – poczuli katharsis i rozładowali emocje. Widz miał przeżyć swego rodzaju terapię. Właśnie w 1941 r. powstał pierwszy film noir.
Choć wojna zakończyła się zwycięstwem Stanów Zjednoczonych oraz znaczną poprawą ich i tak już wyjątkowo wysokiej pozycji na arenie międzynarodowej, nastroje Amerykanów nie były tak dobre. Powróciło widmo całkiem niedawnej I wojny światowej – ale tym razem ofiar było jeszcze więcej. Wiele żołnierzy wróciło do Ameryki już jako trupy (albo nie powróciło wcale), kolejni jako inwalidzi do końca życia. Smutek, pesymizm i niepewność zawładnęły amerykańską świadomością podczas i po II wojnie światowej. Jak to zawsze bywało w historii, aktualne nastroje społeczne odzwierciedlała ówczesna sztuka. W przypadku Stanów Zjednoczonych najważniejszym i najszybciej rozwijającym się medium był film i to właśnie w nim nastała moda, której przyczyną była właśnie II wojna światowa.
Noir” oznacza w języku francuskim „czarny”. Lepszym słowem nie da się opisać stylistyki, która opanowała Hollywood w latach 40. Z jednej strony, czarne były nastroje społeczne. Ameryka, jak i reszta świata, wciąż nie zdołała otrząsnąć się z traumy II wojny światowej. Z drugiej strony, czarne były po prostu filmy noir – najczęściej kręcono je w czerni i bieli. Od końca lat 30. francuscy krytycy stosowali ten termin w odniesieniu do mrocznych melodramatów wyprodukowanych w owej dekadzie we Francji. Szczególnie upodobała sobie to słowo prasa prawicowa, określająca nim „niemoralne wybryki lewicowej kultury”. W latach 40. wśród paryskiej inteligencji i bohemy artystycznej pojawił się nastrój nazywany „noir sensibility”, czyli „mroczna wrażliwość”. Początkowo dotyczył on literatury, a klasycznym przykładem powieści noir jest J'irai cracher sur vos tombes Borisa Viana. Za źródło „noir sensibility” uważa się surrealizm i egzystencjalizm.

Humphrey Bogart w Sokole maltańskim.

Według Raymonda Borde’a i Ettiene’a Chaumeto , autorów wydanej w 1955 roku książki Panorama du film noir americain, hollywoodzki nurt noir trwał w latach 1941–1950. Marcel Duhamel uznał wówczas, iż owa moda trwa dalej. Aktualnie uważa się, że w Stanach tzw. protonoir, czyli wczesny zalążek noir, rozwinął się już w latach 30. Tworzyli go niemieccy i austriaccy imigranci (wspomniany już Michael Curtiz, Josef von Strenberg), przesiąkając swe dzieła erotyzmem i barokową wręcz stylizacją obrazu. Erę klasycznego noir otwiera rok 1941 r. i film Sokół maltański w reżyserii Johna Hustona. W główną rolę Sama Spade’a wcielił się w nim Humphrey Bogart, któremu rola ta, podobnie jak kreacja w o rok młodszej Casablance, przyniosła sławę gwiazdy kina. Do biura detektywistycznego Spade’a i jego wspólnika Archera przychodzi klientka, która prosi o obserwowane partnera siostry. Tymczasem podczas pierwszego dnia śledztwa ginie Archer… Sokoła maltańskiego nominowano do Oscara w trzech kategoriach (za najlepszy film, scenariusz i dla aktora drugoplanowego), zaś Spade stał się pierwowzorem wielu innych bohaterów filmowych i literackich.

Klasyczny kard z filmu noir,
w tym przypadku z Wielkiego kartelu.
Noir, jak każda inna moda, miał swoje cechy charakterystyczne i stałe motywy. Akcja filmów noir przeważnie odbywała się w miastach, na dodatek nocą – w ciemnych zaułkach i mrocznych dzielnicach. Stałym elementem był widok asfaltowej ulicy, mokrej po deszczu. Twórcy noir stosowali takie zabiegi wizualne jak wyraziste cienie, mocne kontrasty, nisko lub wysoko umieszczone światła kluczowe, agresywny montaż i unikanie planów pełnych (czyli takich, na których osobę widać w całości). Postacie wtapiały się w tło. Często ukazywano je albo z dołu, gdy chciało, by nabrały monumentalności, albo z góry, co służyło zmniejszeniu ich i ukazaniu w roli ofiary. 

Peter Lorre jako Hans Beckert, czyli „praprzodek” detektywów filmów noir z niemieckiego M – Morderca (1931 r.).
Twórcy noir lubili zaburzać i komplikować chronologię wydarzeń. Atmosfera była mroczna i pełna niebezpieczeństwa. Zdaniem wspomnianych wcześniej Borde’a i Chaumetona film noir był oniryczny, erotyczny, ambiwalentny i okrutny, co klasyfikowało go jako wytwór myśli surrealistycznej. Jego kolejną ważną cechą był brak „happy endu” (choć tę zasadę nie zawsze respektowano). Wiele elementów czerpano z niemieckiego ekspresjonizmu, co częściowo wynikało z migracji twórców owego nurtu (Fritza Langa, Roberta Siodmaka, Michael Curtiza i innych) do USA, najpierw z Republiki Weimarskiej, a potem z nazistowskiej III Rzeszy. „Praprzodkiem” amerykańskiego noir jest niemiecki M – Morderca z 1931 r. w reżyserii Langa. Sama stylistyka filmów noir stała się odzwierciedleniem mód literackich w ówczesnej kinematografii. W latach 30. w Stanach powstało sporo powieści detektywistyczno-kryminalnych. W. R. Burnett, Dasheill Hammet, James M. Cain, Raymond Chandler i Mickey Spillane to tylko kilka najpopularniejszych przykładów tzw. hardboiled writers, czyli „pisarzy-twardzieli”, jak to określano autorów owych powieści. Niektórzy z nich zresztą pracowali później przy scenariuszach filmów noir, które bywały adaptacjami książek detektywistycznych.

Detektyw i femme fatale – najpopularniejsze postacie filmów noir.
Dwie najpopularniejsze postacie noir to detektyw i femme fatale. Detektyw jest cyniczny, pasywny, masochistyczny, w średnim wieku i z papierosem w ręce. Targają nim dylematy moralne – być dobrym czy złym? Na tę złą ścieżką sprowadza go femme fatale, dosłownie kobieta fatalna, czyli taka, która przynosi mężczyźnie zgubę. Jest świadoma swojej siły i wykorzystuje ją. To kobieta niebezpieczna, piękna i kochająca to, co grzeszne. Co ciekawe, moda na femme fatale też ma genezę historyczną – dwudziestolecie międzywojenne to okres emancypacji kobiet, na którą wpływ miała I wojna światowa. Doprowadziła ona do powstania w męskim społeczeństwie mizoginii, czyli postawy antykobiecej. Prototypem femme fatale amerykańskiego noir była niemiecka aktorka Marlene Dietrich. Wyraźnie wyeksponowany aspekt psychologiczny bohaterów obu płci można uznać za wyraz inspiracji popularną wówczas psychoanalizą Zygmunta Freuda.

Pierwsza femme fatale, jeszcze sprzed ery noir, czyli Marlene Dietrich.
Pierwszą tak ważną femme fatale była Phyllis Dietrichson (nawiązanie do Dietrich jest oczywiste) z Podwójnego ubezpieczenia. Jej spadkobierczynię ukazano chociażby w Gildzie, gdzie tytułową bohaterkę zagrała Rita Hayworth, ikona filmu noir, znana też chociażby z Damy w Szanghaju. Jane Greer zasłynęła jako femme fatale z Człowieka z przeszłością i The Company She Keeps, a Lauren Bacall z Wielkiego snu i Mrocznego przejścia. Ostatnia z nich grała w tych filmach ze swym mężem, wspomnianym wcześniej Bogartem, z którym stworzyła najpopularniejszą wówczas ekranową parę.

Detektyw i femme fatale w Żegnaj, laleczko.

Kolejną, po Sokole maltańskim, standardową pozycją noir jest Żegnaj, laleczko z 1944 r. W adaptacji powieści Raymonda Chandlera, wyreżyserowanej przez Edwarda Dmytryka, detektyw Philip Marlowe (w tej roli Dick Powell) ma odnaleźć byłą dziewczynę gangstera, którą ten nadal darzy uczuciem. Pełna zwrotów akcji intryga skonstruowana jest wokół poszukiwań cennej kolii z jadeitu. Niekiedy krótką historię noir dzieli się na dwa odrębne okresy: lata 40. i 50. Powyższe przykłady reprezentują pierwszą z tych dekad, zaś z drugiej, gdy popularność noir spadała, warto wyróżnić Śmiertelny pocałunek i Dotyk zła. To właśnie te dwa filmy z 1955 r. uznaje się za ostatnie w klasycznym nurcie amerykańskiego noir.



Zbłąkany pies, czołowy reprezentant japońskiego noir w reżyserii Akira Kurosawy.


Na początku lat 50. powstała tzw. „czarna lista Hollywoodu” zawierająca osoby niepożądane w branży rozrywkowej ze względu na poglądy polityczne (byli to po prostu sympatycy i członkowie Komunistycznej Partii Stanów Zjednoczonych). Po raz kolejny sytuacja polityczna, a z dzisiejszego punktu widzenia nieco historyczna, miała wpływ na rozwój gatunku noir. Niektórzy członkowie listy wyemigrowali do Europy, z czego wiele do Francji. To właśnie tam zaczęto tworzyć w wyniesionej ze Stanów stylistyce noir, nieco odmiennej od „pierwotnego” francuskiego noir lat 30. Najważniejsze filmy stworzone wówczas to Rififi Julesa Dassina i Bob, le flambeur Jeana-Pierre Melville’a. Pojedyncze, niskobudżetowe noir powstawały wówczas także w Wielkiej Brytanii, Włoszech, a nawet Japonii (tu z noir zasłynął Akiro Kurosawa).
Skoro w Stanach istniał protonoir, musiał istnieć także neo-noir. Nie można go nazwać okresem, bowiem jego początki datuje się na drugą połowę lat 50., a filmy będące „potomkami” noir powstają do dziś. Krótko mówiąc, neo-noir to elementy „noirowe” zaadoptowane do współczesnych realiów kinematografii. Spośród filmów neo-noir wyróżnia się bezpośredniego następcę klasycznego noir, czyli europejski post-noir lat 60. Jego reprezentanci to francusko-włoski Alphaville (1965) i francuski Do utraty tchu (1960). W latach 60. i 70. powstał szereg filmów neo-noir już nie czarno-białych, ale kolorowych, jak chociażby Chinatown (1974) polskiego reżysera Romana Polańskiego, Taksówkarz (1976) Martina Scorsese i Brudny Harry (1971) Dona Siegela. Swoistymi spadkobiercami mody noirBonnie i Clyde (1967), Ojciec chrzestny (1972), Dawno temu w Ameryce (1984) i Człowiek z blizną (1983).

XXI-wieczny neo-noir – Sin City (2005).
Bardziej współczesne produkcje w różny sposób nawiązują do klasycznego noir bądź stanowią jego niebezpośrednią stylistyczną kontynuację. Typowi reprezentanci neo-noir to  Sin City (2005), Pulp Fiction (1994), Bezsenność (2002) i Batman. Początek (2005). „Noirowską” silną warstwę psychologiczną i atmosferę grozy lubił David Lynch, czemu najlepiej dowodzi serial Miasteczko Twin Peaks z początku lat 90. Elementy noir są także obecne w produkcjach science-fiction, jak chociażby Łowca androidów (1982). Kto wrobił Królika Rogera (1988) i Big Lebowsky (1998) są natomiast czystymi parodiami kina noir.
Mężczyzna w czarnym garniturze i z papierosem w ręku plus femme fatale – esencja noir.

Cały powyższy opis kina noir skłania do pytania: czy rzeczywiście mowa tu o kilkunastoletniej modzie w kinematografii, czy raczej o stałym nurcie filmowym? Olbrzymia ilość przykładów neo-noir ze wszystkich dekad po roku 1955 świadczy o tym, że stylistyka noir jest nieustannie popularna, wciąż się podoba i nadal jest oraz będzie wykorzystywana przez hollywoodzkich twórców. Warto też zadać sobie pytanie: czy noir rzeczywiście jest wymysłem filmowców z Los Angeles w okresie II wojny światowej i po niej? Czy produkcje niemieckie z dwudziestolecia międzywojennego i literatura kryminalna poprzedzająca właściwy noir to tylko „przodkowie” owego nurtu, czy już jego stałe elementy? Czy warto zatem zamykać noir w przedziale 1941–1955, czy raczej traktować jako stary i nigdy nie wychodzący z mody nurt w sztuce? A może nie jest to nawet nurt w sztuce, ale po prostu stylistyka, z której skorzystać może każdy, nawet przeciętny fotograf niezwiązany z przemysłem filmowym? Ze względu na olbrzymią ilość filmów noir trudno podać jego najlepszą definicję i wskazać idealny przykład. Dyskusję na ten temat nie można zatem potraktować jako zamkniętą pracę naukową o przeszłości. Trwać będzie ona zapewne zawsze, bowiem film czarny prawdopodobnie nigdy nie przestanie być popularny.


Krystian Szopa, 3c

Bibliografia

1.       Gaweł Pasak, Film noir, Rotel.home.pl.

2.       Emilia Sękowska, Wielkie odkurzanie kina: Mroczne oblicza filmu noir, Stopklatka.pl.