czwartek, 15 października 2015

"iZombie" - recenzja serialu

Zombie. Dla jednych źródło fascynacji dla drugich niezrozumiały fenomen. Żywe trupy zagościły na dobre w popkulturze począwszy od klasyki horroru, czyli "Nocy Żywych Trupów" G. Romero z 1968 r., kończąc na dobrze przyjętym przez widzów serialu AMC "The Walking Dead". Czy można wnieść coś innowacyjnego do tematu umarlaków? Nowy serial amerykańskiej stacji CW pokazuje, że tak.

„iZombie" oparty jest na komiksie pod tym samym tytułem. Wydany przez Vertigo, będącym marką wydawniczą DC Comics, pod której szyldem wydano takie komiksy jak „V jak Vendetta” czy „Sandman”. Autorami komiksu są Chris Roberson i Micheal Allred. Twórcą serialu jest Rob Thomas mający na swoim koncie dobrze przyjętą produkcję „Veronica Mars”.

Pomimo wspólnego tytułu mamy tutaj do czynienia raczej z luźną adaptacją niż wiernym trzymaniem się pierwowzoru. Znaczącym modyfikacjom poddano bohaterów i tak np. protagonistkę z Gwen Dylan przemianowano na Olive Moore („Live More” - gra słów, z ang. „żyj bardziej", tłum. aut.). Inaczej niż w komiksie, w serialu nie pojawiają się inne (poza zombie) istoty nadnaturalne.



Po tym jak nieszkodliwie wyglądająca impreza przeobraża się w masakrę z udziałem zombie, Liv zostaje przemieniona z młodej lekarki w jedną z nich i zatrudnia się w kostnicy, żeby mieć łatwy
dostęp do świeżej porcji mózgów. Przy okazji wykorzystując swoje nowo nabyte nadnaturalne zdolności w pomocy policji, tłumacząc je swojemu partnerowi byciem psychotronikiem. Pośmiertne życie Liv nie skupia się wyłącznie na rozwiązywaniu zbrodni. Jako, że minęło zaledwie kilka miesięcy od jej przemiany w zombie, wciąż pozostaje jej ludzkie życie, gdzie wszyscy przyjęli transformacje bohaterki jako wyraz stresu pourazowego.

Ironią zawartą w „iZombie” jest to, że Liv przeżywa jako zombie więcej doświadczeń życiowych, niż gdy była człowiekiem. Urywki z jej ludzkiego życia nie pokazują jej jako bardzo dynamicznej postaci. Jako zombie jej postać jest znacznie ciekawsza. 

Żeby nie zatracić swojej ludzkiej natury bohaterka serialu musi raz na jakiś czas skonsumować mózg, czego skutkiem ubocznym jest przejmowanie umiejętności, cech charakteru oraz doświadczanie wizji dotyczących okoliczności śmierci osoby, do której ów organ należał. Wpływ przejętych osobowości na bohaterkę jest dobrym pomysłem, dzięki któremu, w każdym odcinku, możemy inaczej spojrzeć na Liv - raz po spożyciu mózgu socjopaty, innym razem osoby z panicznym lękiem. W serialu przedstawiono również coś, co bohaterka nazywa „pełnym trybem zombie” - jej oczy świecą na czerwono, rośnie siła i wytrzymałość, ale bohaterka ma wtedy trudności z kontrolowaniem gniewu. 

Autorom udało się przedstawić mitologię i zasady funkcjonowania tych stworzeń w nowy sposób. W przeciwieństwie do trendu obecnego w większości produkcji o zombie, serialowe umarlaki nie są tylko bezmyślnymi istotami ogarniętymi żądzą mordu. Dzięki temu poznajemy ich świat razem z bohaterką, co dostarcza wielu pytań dotyczących ich natury. Czy zombie może umrzeć? Czy mają zdolności regeneracyjne? W serialu są również przestawione próby odkrycia lekarstwa na tę przypadłość.

Każdy komiksowy geek, który miał okazję zapoznać się papierowym pierwowzorem przed premierą serialu, w czołówce rozpozna kreskę Mike Allreda. Dodatkowo ciekawym zabiegiem artystycznym jest rozpoczynanie serialowych scen kadrami stylizowanym na komiksowe panele.  Barwy, stylizacja postaci oraz miejsc współgrają z tym, co przedstawiono w komiksie i wkomponowują się w trochę mroczniejszy charakter tego dzieła.

„iZombie” jest naprawdę warte polecenia. Świetnie utrzymana wielowątkowość, przemyślane sprawy kryminalne, inne spojrzenie na zombie, pełnokrwiści i dobrze zagrani bohaterowie to atuty tej produkcji.

Jakub Maliszewski, 2E