„Boże ciało” to bez wątpienia jedna z głośniejszych polskich premier tego roku, z nienaganną obsadą, spośród której wybija się fenomenalny Bartosz Bielenia. Po seansie mogę powiedzieć, że było to dzieło wielowymiarowe i idealnie wpisane w dzisiejsze polskie realia i społeczne zawiłości towarzyszące w życiu codziennym.
Film ten opowiadając historię 20-sto letniego Daniela, zainspirowany prawdziwymi wydarzeniami, stanowi ciekawą analizę polskiego społeczeństwa, kultury, tożsamości a także w szerszym pojęciu traumy i dorastania. Koresponduje on z innymi dziełami o podobnej tematyce, w moim odczuciu szczególnie ze spektaklem „Rok z życia codziennego w Europie Środkowo-Wschodniej” autorstwa Pawła Demirskiego i Moniki Strzępki, wystawianej w Teatrze Starym w Krakowie. Zarówno film jak i sztuka obserwują polskie społeczeństwo , z czego na pierwszy plan wychodzi stosunek do religii i kościoła. W sztuce pojawiają się moim zdaniem bardzo istotne w tej kwestii dywagacje na temat osobistego pojmowania Boga. W konfrontacji dwóch bohaterów padają słowa: „Mój Bóg czeka na mnie w przedpokoju, ale pójdę tam sam, bez ciebie. A twój Bóg gdzie jest?”.
W kontekście filmu uważam, że odwołują się one do najbardziej wyrazistego i jednego z najważniejszych wątków. Przez cały seans obserwujemy, jak każdy z bohaterów, w sensie dosłownym i metaforycznym, poszukuje właśnie „swojego Boga”. Każda z istotniejszych postaci jest w tym filmie postacią na swój sposób dramatyczną, a ukojenia dla swoich problemów poszukuje właśnie w kościele, bądź sam Bóg jakoś w tych problemach uczestniczy. W pewnym momencie stajemy się świadkami tego, że główny bohater zostaje, można by rzec wyznaczony na przewodnika i mediatora w trudnej rozmowie z Bogiem, jakkolwiek nie byłby on pojmowany.
Dodatkowo główna akcja filmu , ujęta jest klamrą, która przekształca film w pewnego rodzaju liturgię. Symboliczne odsłonięcie obrazu Maryi na początku i zasłonięcie na końcu właściwego rozwinięcia całego filmu, jest jak symboliczne zamknięcie rozdziału w życiu głównego bohatera. Ciekawą analogią do sztuki jest także pojawienie się w filmie aktorów Teatru Starego (Bartosz Bielenia, Juliusz Chrząstkowski). Podobnie jak sztuka analizuje także strukturę i podziały w polskim społeczeństwie, co najlepiej widać w przepięknej scenie festynu. W momencie gdy jedna z głównych bohaterek, Marta (Eliza Rycembel) wykonywała piosenkę Lipka zielona, objawiały się różnice pomiędzy młodzieżą, rówieśnikami Marty a odizolowaną od reszty grupą starszych. Ci pierwsi wyraźnie czerpali prawdziwe, żywe emocje z tej piosenki, dorośli zaś traktowali ją przede wszystkim jako popis umiejętności dziewczyny. Podział pogłębił się dodatkowo w momencie gdy Daniel ogłosił informacje o planowanym pogrzebie, co wywołało wśród odbiorców niemałe poruszenie. Scena z wykonaniem Zielonej lipki, przywołuje na myśl także inne bez wątpienia wybitne dzieło polskiej kinematografii – „Zimną wojnę”. Pomimo z pozoru niewielu podobieństw, nie jestem w stanie myśleć o tych filmach osobno. Prawdopodobnie jest to spowodowane, właśnie tą Polskością, która w moim odczuciu wyróżnia oba te filmy. Mimo, że traktują inaczej to jednak w obu jest piękna i szczera. W przypadku „Zimnej wojny” opiera się ona na wyraźnej nostalgii za rodzimym krajem, oraz przepięknych ujęciach, ukazujących polskie krajobrazy. W „Bożym ciele” jednak, pomimo wielu fantastycznych zdjęć dotyka on jej w sposób mniej osobisty, ponieważ poprzez pewną społeczność. Mimo wielu obserwacji na temat przywar naszego społeczeństwa, przez cały seans towarzyszyła mi pewnego rodzaju duma z bycia Polakiem i z polskiej kultury (w tym wypadku kinematografii). Podsycała ją także obserwacja stylu z jakim film został zrealizowany.
Historia, którą opowiadał pod pewnymi względami przypominała mi codzienność, przedstawianą przez Kieślowskiego. Zarówno w jego filmach (Krótki film o miłości, Przypadek), jak i w Bożym ciele, obserwacje kryją się niemal całkowicie w zachowaniu i perypetiach bohaterów, a nie w słowach (jak u Felliniego, Tarkowskiego, czy też Bergmana). W zdrowych proporcjach autorzy korzystają także z dorobku reżyserskiego Wojciecha Smarzowskiego (nasycenie barw podobne jak w „Klerze”, oraz ukazywana wprost brutalność), a także wspomnianego już wcześniej Pawła Pawlikowskiego (piękno polskiego folkloru i podobna rola muzyki jak w „Zimnej wojnie”). Ważnym aspektem w kontekście polskiej tożsamości jest motyw pogrzebu mężczyzny, którego mieszkańcy uważają za sprawcę feralnego wypadku. W wielu sytuacjach bohaterowie podkreślają istotę miejsca samego pochówku, co stanowi obraz lokalnego patriotyzmu, silnie zakorzenionego szczególnie w wiejskich rejonach Polski.
Ponad wszystkim, na równi z wiarą przebija się w całym filmie także trauma, która dotyczy praktycznie wszystkich bohaterów, od proboszcza, przez mieszkańców wsi, aż po więziennego kolegę Daniela – Pinczera (również fenomenalnie odegrana rola, przez Tomasza Ziętka). Uwidacznia się to przede wszystkim w trzech ważnych scenach filmu. Pierwszą z nich jest konfrontacja wdowy z kościelną, po które w obu bohaterkach dochodzi do wewnętrznej przemiany. Kolejne dwie sceny, to ta na statku, kiedy Daniel poznaje przyjaciół Marty, oraz intymna rozmowa Daniela z Pinczerem. Te dwie sceny, są także obserwacją na temat dorastania, a dokładniej dorastania w traumie i bólu. Szczególnie ważny wydaje mi się moment kiedy Daniel i pinczer dyskutują na temat celu w życiu. Pijani szczerze rozmawiają o swoich problemach i błędach, co pozwala im się do siebie zbliżyć. Dodatkowo ubarwia ją sposób w jaki jest prowadzona. Jest to zwykła rozmowa pozbawiona wysublimowanych epitetów, prosta, momentami wulgarna jednak szczera i bardzo naturalna. Pomimo tej prostoty, widać w niej dojrzałe obserwacje na temat życia.
Uważam, że film "Boże ciało" jest pod wieloma względami wybitny. Trafne obserwacje, ciekawe rozważania, a także jego wielowymiarowość i uniwersalizm, zostały idealnie wpisane w uroki i dramaty wsi, w której rozgrywa się akcja, jednak posłużyć się nimi można w kontekście całej polski. Stanley Kubrick powiedział kiedyś, że największym atutem filmu jest nastrój jaki może budować, a w moim odczuciu „Boże ciało” tworzy niezwykły nastrój. Mam nadzieję wrócić do tego filmu w przyszłości.
Damian Orłów 2c
Film ten opowiadając historię 20-sto letniego Daniela, zainspirowany prawdziwymi wydarzeniami, stanowi ciekawą analizę polskiego społeczeństwa, kultury, tożsamości a także w szerszym pojęciu traumy i dorastania. Koresponduje on z innymi dziełami o podobnej tematyce, w moim odczuciu szczególnie ze spektaklem „Rok z życia codziennego w Europie Środkowo-Wschodniej” autorstwa Pawła Demirskiego i Moniki Strzępki, wystawianej w Teatrze Starym w Krakowie. Zarówno film jak i sztuka obserwują polskie społeczeństwo , z czego na pierwszy plan wychodzi stosunek do religii i kościoła. W sztuce pojawiają się moim zdaniem bardzo istotne w tej kwestii dywagacje na temat osobistego pojmowania Boga. W konfrontacji dwóch bohaterów padają słowa: „Mój Bóg czeka na mnie w przedpokoju, ale pójdę tam sam, bez ciebie. A twój Bóg gdzie jest?”.
W kontekście filmu uważam, że odwołują się one do najbardziej wyrazistego i jednego z najważniejszych wątków. Przez cały seans obserwujemy, jak każdy z bohaterów, w sensie dosłownym i metaforycznym, poszukuje właśnie „swojego Boga”. Każda z istotniejszych postaci jest w tym filmie postacią na swój sposób dramatyczną, a ukojenia dla swoich problemów poszukuje właśnie w kościele, bądź sam Bóg jakoś w tych problemach uczestniczy. W pewnym momencie stajemy się świadkami tego, że główny bohater zostaje, można by rzec wyznaczony na przewodnika i mediatora w trudnej rozmowie z Bogiem, jakkolwiek nie byłby on pojmowany.
Dodatkowo główna akcja filmu , ujęta jest klamrą, która przekształca film w pewnego rodzaju liturgię. Symboliczne odsłonięcie obrazu Maryi na początku i zasłonięcie na końcu właściwego rozwinięcia całego filmu, jest jak symboliczne zamknięcie rozdziału w życiu głównego bohatera. Ciekawą analogią do sztuki jest także pojawienie się w filmie aktorów Teatru Starego (Bartosz Bielenia, Juliusz Chrząstkowski). Podobnie jak sztuka analizuje także strukturę i podziały w polskim społeczeństwie, co najlepiej widać w przepięknej scenie festynu. W momencie gdy jedna z głównych bohaterek, Marta (Eliza Rycembel) wykonywała piosenkę Lipka zielona, objawiały się różnice pomiędzy młodzieżą, rówieśnikami Marty a odizolowaną od reszty grupą starszych. Ci pierwsi wyraźnie czerpali prawdziwe, żywe emocje z tej piosenki, dorośli zaś traktowali ją przede wszystkim jako popis umiejętności dziewczyny. Podział pogłębił się dodatkowo w momencie gdy Daniel ogłosił informacje o planowanym pogrzebie, co wywołało wśród odbiorców niemałe poruszenie. Scena z wykonaniem Zielonej lipki, przywołuje na myśl także inne bez wątpienia wybitne dzieło polskiej kinematografii – „Zimną wojnę”. Pomimo z pozoru niewielu podobieństw, nie jestem w stanie myśleć o tych filmach osobno. Prawdopodobnie jest to spowodowane, właśnie tą Polskością, która w moim odczuciu wyróżnia oba te filmy. Mimo, że traktują inaczej to jednak w obu jest piękna i szczera. W przypadku „Zimnej wojny” opiera się ona na wyraźnej nostalgii za rodzimym krajem, oraz przepięknych ujęciach, ukazujących polskie krajobrazy. W „Bożym ciele” jednak, pomimo wielu fantastycznych zdjęć dotyka on jej w sposób mniej osobisty, ponieważ poprzez pewną społeczność. Mimo wielu obserwacji na temat przywar naszego społeczeństwa, przez cały seans towarzyszyła mi pewnego rodzaju duma z bycia Polakiem i z polskiej kultury (w tym wypadku kinematografii). Podsycała ją także obserwacja stylu z jakim film został zrealizowany.
Historia, którą opowiadał pod pewnymi względami przypominała mi codzienność, przedstawianą przez Kieślowskiego. Zarówno w jego filmach (Krótki film o miłości, Przypadek), jak i w Bożym ciele, obserwacje kryją się niemal całkowicie w zachowaniu i perypetiach bohaterów, a nie w słowach (jak u Felliniego, Tarkowskiego, czy też Bergmana). W zdrowych proporcjach autorzy korzystają także z dorobku reżyserskiego Wojciecha Smarzowskiego (nasycenie barw podobne jak w „Klerze”, oraz ukazywana wprost brutalność), a także wspomnianego już wcześniej Pawła Pawlikowskiego (piękno polskiego folkloru i podobna rola muzyki jak w „Zimnej wojnie”). Ważnym aspektem w kontekście polskiej tożsamości jest motyw pogrzebu mężczyzny, którego mieszkańcy uważają za sprawcę feralnego wypadku. W wielu sytuacjach bohaterowie podkreślają istotę miejsca samego pochówku, co stanowi obraz lokalnego patriotyzmu, silnie zakorzenionego szczególnie w wiejskich rejonach Polski.
Ponad wszystkim, na równi z wiarą przebija się w całym filmie także trauma, która dotyczy praktycznie wszystkich bohaterów, od proboszcza, przez mieszkańców wsi, aż po więziennego kolegę Daniela – Pinczera (również fenomenalnie odegrana rola, przez Tomasza Ziętka). Uwidacznia się to przede wszystkim w trzech ważnych scenach filmu. Pierwszą z nich jest konfrontacja wdowy z kościelną, po które w obu bohaterkach dochodzi do wewnętrznej przemiany. Kolejne dwie sceny, to ta na statku, kiedy Daniel poznaje przyjaciół Marty, oraz intymna rozmowa Daniela z Pinczerem. Te dwie sceny, są także obserwacją na temat dorastania, a dokładniej dorastania w traumie i bólu. Szczególnie ważny wydaje mi się moment kiedy Daniel i pinczer dyskutują na temat celu w życiu. Pijani szczerze rozmawiają o swoich problemach i błędach, co pozwala im się do siebie zbliżyć. Dodatkowo ubarwia ją sposób w jaki jest prowadzona. Jest to zwykła rozmowa pozbawiona wysublimowanych epitetów, prosta, momentami wulgarna jednak szczera i bardzo naturalna. Pomimo tej prostoty, widać w niej dojrzałe obserwacje na temat życia.
Uważam, że film "Boże ciało" jest pod wieloma względami wybitny. Trafne obserwacje, ciekawe rozważania, a także jego wielowymiarowość i uniwersalizm, zostały idealnie wpisane w uroki i dramaty wsi, w której rozgrywa się akcja, jednak posłużyć się nimi można w kontekście całej polski. Stanley Kubrick powiedział kiedyś, że największym atutem filmu jest nastrój jaki może budować, a w moim odczuciu „Boże ciało” tworzy niezwykły nastrój. Mam nadzieję wrócić do tego filmu w przyszłości.
Damian Orłów 2c